piątek, 25 kwietnia 2014

Pozmieniało się trochę.

Siedzę i układam grafik. Wertuję papiery, kodeks, segregatory, mózg paruje.
Zmieniam, poprawiam, zastanawiam się i znowu zmieniam. Poruszam się po omacku po nieznanych mi dotąd rewirach. I nie jestem pewna, czy mi się to podoba.

Tęskno mi za to do:


środa, 15 stycznia 2014

Winter strikes

... finally.
Choć nie jestem pasjonatką śniegu po Nowym Roku. Dla mnie od stycznia spokojnie mogłaby trwać wiosna.
Chyba się starzeję...
W drodze z pracy taki oto obrazek:


Ta, najlepiej, żeby śniegu nie było, ale trzeba przyznać, że wygląda pięknie. Jak co roku, zresztą.
Tylko uszy marzną. Mi - z dwóch powodów: po pierwsze - starzeję się. Kiedyś mogłam biegać bez czapki nawet przy minus trzydziestu, dzisiaj... raz, że zakładam i to nawet bez specjalnych oporów, a dwa, że nawet zaczynam ją lubić;
po drugie - przestałam być owcą z małej litery - obcięłam włosy. Co prawda, już w listopadzie, ale w ubiegłym tygodniu jeszcze drastyczniej i na chwilę obecną nawet za bardzo nie mają jak się kręcić. Owcą z litery dużej być nie przestanę nigdy. W końcu, z naturą nie wygrasz. Enyłej, zimno mi w uszy.
Kiedy wychodzę bez czapki.
Bo teraz całkiem ciepło i przyjemnie. W tle leci "Czekolada", na stoliku obok stoi wielki kubas z zieloną herbatą, a ja dłubię naszyjnik włóczkowy i delektuję się myślą o tym, że jutro mam wolne.


I obiecuję pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, odpisać na esemesy i maile, zadzwonić do Przyjaciółki, machnąć sałatkę ziemniaczaną, dokończyć myszy, posprzątać mieszkanie, zadbać o stopy i poczytać prawdziwą książkę, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam w ręce coś treściwszego niż gazetka z Lidla i aż wstyd, żeby się tak zapuścić.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Po dzisiejszym dniu nie mam siły na nic.
Wiem, że dobranie odpowiedniego rodzaju rajstop jest ważne, ale robienie z tego problemu rangi światowej to już lekka przesada.
Mam ochotę wtulić się w futerko mojego sierściucha i zasnąć przy akompaniamencie jego mruczenia.
Niestety, to dopiero w środę, jak wrócę do domu. A na razie muszę się zadowolić tym...


sobota, 30 listopada 2013

31 dni, w których coś Wam opowiem

Żeby narzucić sobie jakąkolwiek konsekwencję w działaniu i systematyczność zarazem, wymyśliłam wyzwanie dla samej siebie. Pewnie to nic innowacyjnego - mnóstwo rozmaitych wyzwań krąży w sieci, niemniej jednak, dla mnie to wydarzenie na miarę wynalezienia żarówki! Naprawdę!
Oto ja - niesystematyczna, roztrzepana optymistka, po raz kolejny obiecująca poprawę, tym razem naprawdę biorę się w garść i uroczyście postanawiam codziennie dodawać jeden wpis. Wskrzesić to miejsce, sprawić, że będzie odskocznią od rutyny, "myślodsiewnią", "pudełkiem" inspiracji, które w każdej chwili będę mogła otworzyć i z niego czerpać.
Tak więc, codziennie, począwszy od 1 grudnia, będę dodawać jeden wpis. I uroczyście się pod tym podpisuję.

Owca

Kiedy ten wpis się pojawi, prawdopodobnie już będę gestykulować w pracy. Miłej soboty.


piątek, 29 listopada 2013

Powrotne popierdółki

Znowu obudziłam się z ręka w nocniku: nadal nie mam prezentów gwiazdkowych.
Wiem, grudzień się jeszcze nie zaczął, więc dlaczego zaraz nocnik, a przecież i tak nie mam wcale tak źle - wszak sporo osób kupuje podarunki na kilka dni przed, bądź też w samą Wigilię. Więc o co cho?
Ano o to, że:
a) nie kupuję prezentów,
b) grudzień to prawdziwy róg obfitości.

Ad. b)
Róg obfitości, jeśli chodzi o okazje do wręczania. Imieniny Siostry Mojego Rycerza otwierają stawkę, po nich idą Mikołajki, później nasza rocznica, urodziny Mamy Mojego Rycerza, Święta, a pulę zamykają urodziny Mojej Mamy.

Ad. a)
Prezentów nie kupuję*, gdyż robię je sama. Łącznie z opakowaniami.
Każdemu, absolutnie każdemu chcę dać coś wyjątkowego, niespotykanego, starannie wykonanego i dopasowanego do jej/jego charakteru/stylu/zainteresowań. Dlatego też powinnam zabrać się za radosną twórczość już w październiku...
Z drugiej strony, trudno mi myśleć o świętach, gdy złote liście jeszcze na drzewach, a z nieba sypie nie śnieg, a słońce, no, opcjonalnie, deszcz.
Miałam trzy dni wolnego. Całe TRZY DNI. I w kwestii twórczej nie kiwnęłam nawet palcem (chyba, że przygotowywanie kilku posiłków dziennie oraz pieczenie chleba można nazwać twórczością?). Jest mi z tym niesamowicie źle, dlatego dzisiaj postanowiłam po raz ostatni w tym roku zarwać noc, dać sobie kopa w tyłek i wywijać szczypcami, pędzlami i kredą.
Efekty pojawią się na Loczku.

___________________________
*wyjątkiem będzie parowar, kupiony na spółę z Moim Rycerzem. Parowar dla nas, rzecz jasna.

środa, 9 października 2013

Owca i jej sprawcze moce

Ogólnie rzecz ujmując, życie do najłatwiejszych dyscyplin nie należy. Wręcz przeciwnie. I już słyszę ten wtórujący kilkumiliardowy chór, po czym robię zgrabny unik przed zgniłym pomidorem lecącym ze mną na czołowe - bo przecież nie jestem Kolumbem-odkrywcą i prochu swym stwierdzeniem też nie wymyśliłam, więc już widzę oczyma wyobraźni reakcję niezadowolonej publiki.

Dziwnie mi. Bardzo dziwnie i nie wiem do końca nawet, dlaczego.
Pan Rycerz dostał propozycję pracy. Z jednej strony super - wreszcie warunki mniej szkodliwe; z drugiej - wiąże się to z przeprowadzką i miesięcznymi rozłąkami co drugi miesiąc.
Dzisiaj okazało się, że jest jeszcze mniej kolorowo, bo czas nagli, a trzeba jeszcze niezbędne badania zrobić - oczywiście albo brak opcji na takowe albo terminy za dalekie. I z jednej strony kamień z serca, a z drugiej - pięciotonowe kowadło na plecy. Staram się być, pocieszyć i pomóc. Staram się walczyć i wierzyć, że się uda -  w końcu, skoro udało mi się niemożliwe, czyli wywalczenie studiów magisterskich dla obecnego już magistra, po terminie składania odwołań i skoro wykopałam niemalże spod ziemi wpis od wykładowcy, którego tak naprawdę nie było na uczelni i obroniłam się mimo pożarcia mi połowy pracy magisterskiej, a na sam koniec przez przypadek znalazłam pracę na cały etat, to i ogarnięcie biurokracji mi wyjdzie, panią w rejestracji uda się przegadać i wybłagać termin wcześniejszy i uda się, uda się wszystko ogólnie w szczególności, prawda?

piątek, 4 października 2013

A w mojej głowie Tuwim

Próżnoś repliki się spodziewał,
Nie dam ci prztyczka ani klapsa
Nie powiem nawet: "Pies cię j...ł" -
Bo to mezalians byłby dla psa.


Julian Tuwim, Na pewnego endeka, co na mnie szczeka

Na mnie nie szczeka endek, co prawda, ale czasami muszę sobie ulżyć. Żeby żółć przypadkiem nie wykipiała.