Siedzę i układam grafik. Wertuję papiery, kodeks, segregatory, mózg paruje.
Zmieniam, poprawiam, zastanawiam się i znowu zmieniam. Poruszam się po omacku po nieznanych mi dotąd rewirach. I nie jestem pewna, czy mi się to podoba.
Tęskno mi za to do:
Czekolada, tęcza i Woody Allen
piątek, 25 kwietnia 2014
środa, 15 stycznia 2014
Winter strikes
... finally.
Choć nie jestem pasjonatką śniegu po Nowym Roku. Dla mnie od stycznia spokojnie mogłaby trwać wiosna.
Chyba się starzeję...
W drodze z pracy taki oto obrazek:
po drugie - przestałam być owcą z małej litery - obcięłam włosy. Co prawda, już w listopadzie, ale w ubiegłym tygodniu jeszcze drastyczniej i na chwilę obecną nawet za bardzo nie mają jak się kręcić. Owcą z litery dużej być nie przestanę nigdy. W końcu, z naturą nie wygrasz. Enyłej, zimno mi w uszy.
Kiedy wychodzę bez czapki.
Bo teraz całkiem ciepło i przyjemnie. W tle leci "Czekolada", na stoliku obok stoi wielki kubas z zieloną herbatą, a ja dłubię naszyjnik włóczkowy i delektuję się myślą o tym, że jutro mam wolne.
Choć nie jestem pasjonatką śniegu po Nowym Roku. Dla mnie od stycznia spokojnie mogłaby trwać wiosna.
Chyba się starzeję...
W drodze z pracy taki oto obrazek:
Ta, najlepiej, żeby śniegu nie było, ale trzeba przyznać, że wygląda pięknie. Jak co roku, zresztą.
Tylko uszy marzną. Mi - z dwóch powodów: po pierwsze - starzeję się. Kiedyś mogłam biegać bez czapki nawet przy minus trzydziestu, dzisiaj... raz, że zakładam i to nawet bez specjalnych oporów, a dwa, że nawet zaczynam ją lubić;po drugie - przestałam być owcą z małej litery - obcięłam włosy. Co prawda, już w listopadzie, ale w ubiegłym tygodniu jeszcze drastyczniej i na chwilę obecną nawet za bardzo nie mają jak się kręcić. Owcą z litery dużej być nie przestanę nigdy. W końcu, z naturą nie wygrasz. Enyłej, zimno mi w uszy.
Kiedy wychodzę bez czapki.
Bo teraz całkiem ciepło i przyjemnie. W tle leci "Czekolada", na stoliku obok stoi wielki kubas z zieloną herbatą, a ja dłubię naszyjnik włóczkowy i delektuję się myślą o tym, że jutro mam wolne.
I obiecuję pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, odpisać na esemesy i maile, zadzwonić do Przyjaciółki, machnąć sałatkę ziemniaczaną, dokończyć myszy, posprzątać mieszkanie, zadbać o stopy i poczytać prawdziwą książkę, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam w ręce coś treściwszego niż gazetka z Lidla i aż wstyd, żeby się tak zapuścić.
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Po dzisiejszym dniu nie mam siły na nic.
Wiem, że dobranie odpowiedniego rodzaju rajstop jest ważne, ale robienie z tego problemu rangi światowej to już lekka przesada.
Mam ochotę wtulić się w futerko mojego sierściucha i zasnąć przy akompaniamencie jego mruczenia.
Niestety, to dopiero w środę, jak wrócę do domu. A na razie muszę się zadowolić tym...
Wiem, że dobranie odpowiedniego rodzaju rajstop jest ważne, ale robienie z tego problemu rangi światowej to już lekka przesada.
Mam ochotę wtulić się w futerko mojego sierściucha i zasnąć przy akompaniamencie jego mruczenia.
Niestety, to dopiero w środę, jak wrócę do domu. A na razie muszę się zadowolić tym...
sobota, 30 listopada 2013
31 dni, w których coś Wam opowiem
Żeby narzucić sobie jakąkolwiek konsekwencję w działaniu i systematyczność zarazem, wymyśliłam wyzwanie dla samej siebie. Pewnie to nic innowacyjnego - mnóstwo rozmaitych wyzwań krąży w sieci, niemniej jednak, dla mnie to wydarzenie na miarę wynalezienia żarówki! Naprawdę!
Oto ja - niesystematyczna, roztrzepana optymistka, po raz kolejny obiecująca poprawę, tym razem naprawdę biorę się w garść i uroczyście postanawiam codziennie dodawać jeden wpis. Wskrzesić to miejsce, sprawić, że będzie odskocznią od rutyny, "myślodsiewnią", "pudełkiem" inspiracji, które w każdej chwili będę mogła otworzyć i z niego czerpać.
Tak więc, codziennie, począwszy od 1 grudnia, będę dodawać jeden wpis. I uroczyście się pod tym podpisuję.
Owca
Kiedy ten wpis się pojawi, prawdopodobnie już będę gestykulować w pracy. Miłej soboty.
Oto ja - niesystematyczna, roztrzepana optymistka, po raz kolejny obiecująca poprawę, tym razem naprawdę biorę się w garść i uroczyście postanawiam codziennie dodawać jeden wpis. Wskrzesić to miejsce, sprawić, że będzie odskocznią od rutyny, "myślodsiewnią", "pudełkiem" inspiracji, które w każdej chwili będę mogła otworzyć i z niego czerpać.
Tak więc, codziennie, począwszy od 1 grudnia, będę dodawać jeden wpis. I uroczyście się pod tym podpisuję.
Owca
Kiedy ten wpis się pojawi, prawdopodobnie już będę gestykulować w pracy. Miłej soboty.
piątek, 29 listopada 2013
Powrotne popierdółki
Znowu obudziłam się z ręka w nocniku: nadal nie mam prezentów gwiazdkowych.
Wiem, grudzień się jeszcze nie zaczął, więc dlaczego zaraz nocnik, a przecież i tak nie mam wcale tak źle - wszak sporo osób kupuje podarunki na kilka dni przed, bądź też w samą Wigilię. Więc o co cho?
Ano o to, że:
a) nie kupuję prezentów,
b) grudzień to prawdziwy róg obfitości.
Ad. b)
Róg obfitości, jeśli chodzi o okazje do wręczania. Imieniny Siostry Mojego Rycerza otwierają stawkę, po nich idą Mikołajki, później nasza rocznica, urodziny Mamy Mojego Rycerza, Święta, a pulę zamykają urodziny Mojej Mamy.
Ad. a)
Prezentów nie kupuję*, gdyż robię je sama. Łącznie z opakowaniami.
Każdemu, absolutnie każdemu chcę dać coś wyjątkowego, niespotykanego, starannie wykonanego i dopasowanego do jej/jego charakteru/stylu/zainteresowań. Dlatego też powinnam zabrać się za radosną twórczość już w październiku...
Z drugiej strony, trudno mi myśleć o świętach, gdy złote liście jeszcze na drzewach, a z nieba sypie nie śnieg, a słońce, no, opcjonalnie, deszcz.
Miałam trzy dni wolnego. Całe TRZY DNI. I w kwestii twórczej nie kiwnęłam nawet palcem (chyba, że przygotowywanie kilku posiłków dziennie oraz pieczenie chleba można nazwać twórczością?). Jest mi z tym niesamowicie źle, dlatego dzisiaj postanowiłam po raz ostatni w tym roku zarwać noc, dać sobie kopa w tyłek i wywijać szczypcami, pędzlami i kredą.
Efekty pojawią się na Loczku.
___________________________
*wyjątkiem będzie parowar, kupiony na spółę z Moim Rycerzem. Parowar dla nas, rzecz jasna.
Wiem, grudzień się jeszcze nie zaczął, więc dlaczego zaraz nocnik, a przecież i tak nie mam wcale tak źle - wszak sporo osób kupuje podarunki na kilka dni przed, bądź też w samą Wigilię. Więc o co cho?
Ano o to, że:
a) nie kupuję prezentów,
b) grudzień to prawdziwy róg obfitości.
Ad. b)
Róg obfitości, jeśli chodzi o okazje do wręczania. Imieniny Siostry Mojego Rycerza otwierają stawkę, po nich idą Mikołajki, później nasza rocznica, urodziny Mamy Mojego Rycerza, Święta, a pulę zamykają urodziny Mojej Mamy.
Ad. a)
Prezentów nie kupuję*, gdyż robię je sama. Łącznie z opakowaniami.
Każdemu, absolutnie każdemu chcę dać coś wyjątkowego, niespotykanego, starannie wykonanego i dopasowanego do jej/jego charakteru/stylu/zainteresowań. Dlatego też powinnam zabrać się za radosną twórczość już w październiku...
Z drugiej strony, trudno mi myśleć o świętach, gdy złote liście jeszcze na drzewach, a z nieba sypie nie śnieg, a słońce, no, opcjonalnie, deszcz.
Miałam trzy dni wolnego. Całe TRZY DNI. I w kwestii twórczej nie kiwnęłam nawet palcem (chyba, że przygotowywanie kilku posiłków dziennie oraz pieczenie chleba można nazwać twórczością?). Jest mi z tym niesamowicie źle, dlatego dzisiaj postanowiłam po raz ostatni w tym roku zarwać noc, dać sobie kopa w tyłek i wywijać szczypcami, pędzlami i kredą.
Efekty pojawią się na Loczku.
___________________________
*wyjątkiem będzie parowar, kupiony na spółę z Moim Rycerzem. Parowar dla nas, rzecz jasna.
środa, 9 października 2013
Owca i jej sprawcze moce
Ogólnie rzecz ujmując, życie do najłatwiejszych dyscyplin nie należy. Wręcz przeciwnie. I już słyszę ten wtórujący kilkumiliardowy chór, po czym robię zgrabny unik przed zgniłym pomidorem lecącym ze mną na czołowe - bo przecież nie jestem Kolumbem-odkrywcą i prochu swym stwierdzeniem też nie wymyśliłam, więc już widzę oczyma wyobraźni reakcję niezadowolonej publiki.
Dziwnie mi. Bardzo dziwnie i nie wiem do końca nawet, dlaczego.
Pan Rycerz dostał propozycję pracy. Z jednej strony super - wreszcie warunki mniej szkodliwe; z drugiej - wiąże się to z przeprowadzką i miesięcznymi rozłąkami co drugi miesiąc.
Dzisiaj okazało się, że jest jeszcze mniej kolorowo, bo czas nagli, a trzeba jeszcze niezbędne badania zrobić - oczywiście albo brak opcji na takowe albo terminy za dalekie. I z jednej strony kamień z serca, a z drugiej - pięciotonowe kowadło na plecy. Staram się być, pocieszyć i pomóc. Staram się walczyć i wierzyć, że się uda - w końcu, skoro udało mi się niemożliwe, czyli wywalczenie studiów magisterskich dla obecnego już magistra, po terminie składania odwołań i skoro wykopałam niemalże spod ziemi wpis od wykładowcy, którego tak naprawdę nie było na uczelni i obroniłam się mimo pożarcia mi połowy pracy magisterskiej, a na sam koniec przez przypadek znalazłam pracę na cały etat, to i ogarnięcie biurokracji mi wyjdzie, panią w rejestracji uda się przegadać i wybłagać termin wcześniejszy i uda się, uda się wszystko ogólnie w szczególności, prawda?
Dziwnie mi. Bardzo dziwnie i nie wiem do końca nawet, dlaczego.
Pan Rycerz dostał propozycję pracy. Z jednej strony super - wreszcie warunki mniej szkodliwe; z drugiej - wiąże się to z przeprowadzką i miesięcznymi rozłąkami co drugi miesiąc.
Dzisiaj okazało się, że jest jeszcze mniej kolorowo, bo czas nagli, a trzeba jeszcze niezbędne badania zrobić - oczywiście albo brak opcji na takowe albo terminy za dalekie. I z jednej strony kamień z serca, a z drugiej - pięciotonowe kowadło na plecy. Staram się być, pocieszyć i pomóc. Staram się walczyć i wierzyć, że się uda - w końcu, skoro udało mi się niemożliwe, czyli wywalczenie studiów magisterskich dla obecnego już magistra, po terminie składania odwołań i skoro wykopałam niemalże spod ziemi wpis od wykładowcy, którego tak naprawdę nie było na uczelni i obroniłam się mimo pożarcia mi połowy pracy magisterskiej, a na sam koniec przez przypadek znalazłam pracę na cały etat, to i ogarnięcie biurokracji mi wyjdzie, panią w rejestracji uda się przegadać i wybłagać termin wcześniejszy i uda się, uda się wszystko ogólnie w szczególności, prawda?
piątek, 4 października 2013
A w mojej głowie Tuwim
Próżnoś repliki się spodziewał,
Nie dam ci prztyczka ani klapsa
Nie powiem nawet: "Pies cię j...ł" -
Bo to mezalians byłby dla psa.
Julian Tuwim, Na pewnego endeka, co na mnie szczeka
Na mnie nie szczeka endek, co prawda, ale czasami muszę sobie ulżyć. Żeby żółć przypadkiem nie wykipiała.
Nie dam ci prztyczka ani klapsa
Nie powiem nawet: "Pies cię j...ł" -
Bo to mezalians byłby dla psa.
Julian Tuwim, Na pewnego endeka, co na mnie szczeka
Na mnie nie szczeka endek, co prawda, ale czasami muszę sobie ulżyć. Żeby żółć przypadkiem nie wykipiała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)