środa, 15 stycznia 2014

Winter strikes

... finally.
Choć nie jestem pasjonatką śniegu po Nowym Roku. Dla mnie od stycznia spokojnie mogłaby trwać wiosna.
Chyba się starzeję...
W drodze z pracy taki oto obrazek:


Ta, najlepiej, żeby śniegu nie było, ale trzeba przyznać, że wygląda pięknie. Jak co roku, zresztą.
Tylko uszy marzną. Mi - z dwóch powodów: po pierwsze - starzeję się. Kiedyś mogłam biegać bez czapki nawet przy minus trzydziestu, dzisiaj... raz, że zakładam i to nawet bez specjalnych oporów, a dwa, że nawet zaczynam ją lubić;
po drugie - przestałam być owcą z małej litery - obcięłam włosy. Co prawda, już w listopadzie, ale w ubiegłym tygodniu jeszcze drastyczniej i na chwilę obecną nawet za bardzo nie mają jak się kręcić. Owcą z litery dużej być nie przestanę nigdy. W końcu, z naturą nie wygrasz. Enyłej, zimno mi w uszy.
Kiedy wychodzę bez czapki.
Bo teraz całkiem ciepło i przyjemnie. W tle leci "Czekolada", na stoliku obok stoi wielki kubas z zieloną herbatą, a ja dłubię naszyjnik włóczkowy i delektuję się myślą o tym, że jutro mam wolne.


I obiecuję pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, odpisać na esemesy i maile, zadzwonić do Przyjaciółki, machnąć sałatkę ziemniaczaną, dokończyć myszy, posprzątać mieszkanie, zadbać o stopy i poczytać prawdziwą książkę, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam w ręce coś treściwszego niż gazetka z Lidla i aż wstyd, żeby się tak zapuścić.

1 komentarz:

  1. chciałam zajrzeć kto zostawił u mnie komentarz a tu brak nowych tekstów :D

    OdpowiedzUsuń