piątek, 29 listopada 2013

Powrotne popierdółki

Znowu obudziłam się z ręka w nocniku: nadal nie mam prezentów gwiazdkowych.
Wiem, grudzień się jeszcze nie zaczął, więc dlaczego zaraz nocnik, a przecież i tak nie mam wcale tak źle - wszak sporo osób kupuje podarunki na kilka dni przed, bądź też w samą Wigilię. Więc o co cho?
Ano o to, że:
a) nie kupuję prezentów,
b) grudzień to prawdziwy róg obfitości.

Ad. b)
Róg obfitości, jeśli chodzi o okazje do wręczania. Imieniny Siostry Mojego Rycerza otwierają stawkę, po nich idą Mikołajki, później nasza rocznica, urodziny Mamy Mojego Rycerza, Święta, a pulę zamykają urodziny Mojej Mamy.

Ad. a)
Prezentów nie kupuję*, gdyż robię je sama. Łącznie z opakowaniami.
Każdemu, absolutnie każdemu chcę dać coś wyjątkowego, niespotykanego, starannie wykonanego i dopasowanego do jej/jego charakteru/stylu/zainteresowań. Dlatego też powinnam zabrać się za radosną twórczość już w październiku...
Z drugiej strony, trudno mi myśleć o świętach, gdy złote liście jeszcze na drzewach, a z nieba sypie nie śnieg, a słońce, no, opcjonalnie, deszcz.
Miałam trzy dni wolnego. Całe TRZY DNI. I w kwestii twórczej nie kiwnęłam nawet palcem (chyba, że przygotowywanie kilku posiłków dziennie oraz pieczenie chleba można nazwać twórczością?). Jest mi z tym niesamowicie źle, dlatego dzisiaj postanowiłam po raz ostatni w tym roku zarwać noc, dać sobie kopa w tyłek i wywijać szczypcami, pędzlami i kredą.
Efekty pojawią się na Loczku.

___________________________
*wyjątkiem będzie parowar, kupiony na spółę z Moim Rycerzem. Parowar dla nas, rzecz jasna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz